lipca 30, 2023

Idziemy do Zoo, Zoo

Niecodzienne wydarzenie, ale wyszłam z domu... Tym razem nie byłam po słodycze, zarobić na słodycze, ani spalić na siłowni zeżartych przeze mnie słodyczy. Nie, nie. Od miesiąca siedzę sama w Opolu, więc odwiedziła mnie mama z siostrą, aby spędzić ze mną sobotę. Wprawdzie miałam plan jechać na MargoCamp, ale dobrze wiemy, że nie przełamałabym się, aby jechać sama.

Moja mama i siostra różnią się ode mnie tym, że nie usiedzą w domu, więc było pewne, że będę musiała z nimi gdzieś wyjść. Tym razem zdecydowałyśmy się na opolskie Zoo. Kupiłyśmy bilety online, a pisząc ten post, sprawdziłam ceny w Łodzi lub we Wrocławiu i muszę przyznać, tutaj jest mega tanio. Bilet normalny w Opolu kosztuje 38 zł, a ulgowy 27 zł, nie ma limitu czasowego, a dodatkowo lokalizacja jest super.

Byłam tam z mamą pierwszy raz, natomiast moja siostra znała już ten ogród zoologiczny. Czas pokazał, że moja sis jest okropną przewodniczką i kompletnie nie potrafi odnaleźć się w terenie. Jeszcze zanim weszłyśmy na teren Zoo, miałam przerażoną minę, bo kto wpadł na tak głupi pomysł pójścia do Zoo w sobotę. Kolejka na kilka metrów, nie mówiąc, że większość zwiedzających to rodziny z dziećmi. Małymi, słodkimi, drącymi papę dziećmi. Moja radość była zauważalna, więc siostra zaczęła ze mnie cisnąć bekę, ale pięć minut później to ja chichrałam się z niej, kiedy ta studiowała mapę i kompletnie nie wiedziała gdzie iść, mimo że była tu rok temu.

Jak to siostry po pięciu minutach byłyśmy już pokłócone. Ja chciałam chodzić na wyczucie, a Natka chciała zgodnie z mapą i strzałkami, które mówiły "kierunek zwiedzania". I do cholery nie ufajcie tym strzałkom, bo są zrobione okropnie. Kompletnie nie sprawiały, że zwiedzający może odwiedzić punkt po punkcie, bo za każdym razem pokazywały inny kierunek. Znając moją siostrę oddałam jej piecze przywoławcza i została naszą przewodniczką, co pozwoliło mi na chichranie się z niej za każdym razem, gdy robiła skwaszoną minę, patrząc na plan Zoo. 

Byłam jakieś dwa lata temu w łódzkim Zoo i tam faktycznie strzałki oprowadzające sprawiały, że nic nie ominąłeś. Tu jednak tego zabrakło, co nie było na moją korzyść, ponieważ teren ogrodu jest olbrzymi, a ja i moje zakwasy po treningu źle to znosiliśmy. Z czasem znalazłyśmy plus sytuacji, ponieważ na początku doskwierały nam piszczące dzieci i liczne grupy zwiedzających, tak później każdy szedł w innym kierunku, więc im dalej tym w milszej atmosferze zwiedzałyśmy obiekt. 

Opolskie Zoo znajduje się w lesie, co sprawia, że człowiek od razu się wycisza, a dużym zaskoczeniem była liczna roślinność również na terenie ogrodu zoologicznego. Liczne krzaki, drzewa i poczucie, że wcale nie jesteś w Zoo. Znowu porównam z łódzkim obiektem, ponieważ tam było dużo chodników, betonowych murów oddzielających nas od zwierząt, a tu w większości przypadków spotykałam drewniane ogrodzenia, pod którymi były np. linie pod napięciem i to od strony zwiedzających, a nie zwierząt, wiec jak najbardziej na plus. Dodatkowo na wybiegach były sztuczne stawy, strumienie, fontanny, które stanowiły barierę między wybiegiem, a ludźmi. Super sprawą, bo wyglądało to bardzo naturalnie. Super naturalne były również ścieżki zbaczające z głównych tras do mniejszych mieszkańców Zoo, a że w nocy padało to ścieżki zamieniły się w bagnistą drogę, a moje białe tenisówki świetnie to zniosły... Oczywiście zdarzały się boksy, gdzie zwierzęta były podziwiane przez szybę, jednak była to rzadkość np. przy tygrysach czy lwach, czy ptakach, które i tak miały otwarte wybiegi. Muszę przyznać, że to Zoo wygląda bardzo naturalnie, a można to zawdzięczać małej ilości betonu, szyb i zachowaniu zieleni na terenie ogrodu. Bardzo zwracałam uwagę na to czy zwierzaki mają wodę i faktycznie, nie spotkałam boksu czy wybiegu, gdzie zwierzaki nie byłby dopilnowane, więc bardzo mnie to cieszy, bo obiekt jest olbrzymi. 

Przejście całego Zoo z moją panią przewodnik, zajęło nam 3 godziny. Nie robiłyśmy przerw na jedzenie, ani na atrakcje typu pokazowe karmienie. Sam obiekt jest faktycznie duży i można zgłodnieć, jednak samo gastro jest świetnie rozmieszczone i nie burzy atmosfery tego miejsca. Są one specjalnie delikatnie na uboczu, aby móc usiąść, posiedzieć na leżaku czy też zjeść przy stole, pod parasolem. Coś, co jest również na plus to ławeczki przy wybiegach. Naprawdę, przy każdym zwierzęciu była specjalna kładka lub wyodrębnione miejsce, aby nie tylko mieć fajny punkt widokowy, ale żeby usiąść i móc podziwiać przez dłuższy czas zwierzęta.

Coś, co zaskoczyło mnie i mamcie, to fakt, że jak na tak olbrzymi obiekt zwierząt jest raczej mało, a co ciekawe kompletnie się tego nie odczuwa. Dlaczego uważamy, że mało... Boksy i wybiegi były naprawdę duże, a mimo to były zamieszkałe przez jedno, max dwóch mieszkańców lub gatunki zwierząt były mieszane. Ciekawe było to, że Zoo posiada dwa gepardy, które były od siebie oddzielone i każdego posiadało teren większy niż moje mieszkanie. Nie wiem czym było to spowodowane, ale dopiero te gepardy sprawiły, że zaczęłyśmy analizować ilość zwierząt. Nasze umiejętności dedukcji sprawił, że mamy kilka hipotez: każdy boks zawierał informację kto jest jego opiekunem, więc brak możliwości łączenia tych zwierząt, ponieważ pochodzą z różnych obiektów lub innych Zoo, dwa to agresja wobec siebie, a trzy to duży teren, a mało zwierząt.

Jak wspomniałam wcześniej Zoo oferuje dodatkowe atrakcje jak pokazowe karmienie zwierząt lub trening uszatek, które na początku nazywałam fokami. 

Nie jestem życiowym podróżnikiem, więc w swoim życiu widziałam mało, jednak jestem mile zaskoczona wczorajszą wycieczką. Jak wiecie kocham psiaki i zwierzęta, więc widok ich za szybą budzi we mnie dystans do tego miejsca, tu tego nie odczuwałam, bo zwierzaki mają super warunki do życia. Z pewnością polecam to miejsce, a sama będę z ciekawości śledzić poczynania Zoo i czy znajdują się tam zwierzęta ratowane czy jednak urodzone w takich ogrodach zoologicznych. To tyle.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Introversiaa , Blogger