marca 12, 2023

Nie wierzę, że taka jesteś...

Muszę napisać ten post dla świętego spokoju, aby móc linkować go każdemu, kto jest niedowiarkiem w kwestii mojego życia towarzyskiego. Często popadam w irytację, kiedy tłumacze komuś, że jestem introwertykiem, że nie mam znajomych i kompletnie nie wychodzę z domu. A ta osoba kwituje mi to stwierdzeniem "nie wierzę, że taka jesteś". 

A tu niespodzianka, bo jestem...

Człowiek kształtuje się całe życie, ponieważ doświadcza wielu nowych bodźców oraz emocji. Jedni kochają adrenalinę, a inni boją się ryzykować. Nie sądziłam, że ta różnorodność w naszym charakterze jest tak zauważalna, póki nie poszłam na zajęcia integracyjne. Jak to bywa na takich spotkaniach, pojawił się psychotest i okazuje się, że one naprawdę działają. Mi osobiście wyszło, że przeważa we mnie osobowość introwertyka, ale o jeden punkt mniej, że jestem władcza i mam w sobie rolę przewódcy, ponieważ jestem pewna siebie i bezpośrednia. W pełni się z tym zgadzam, zawsze wszystko musi być po mojemu, a najlepiej jak zrobię to sama. Nienawidzę polegać na innych niezależnie czy z obowiązku czy z ich chęci pomocy. Szalę przeważa samodzielne działanie, szczególnie że staję się niecierpliwa w grupie, kiedy czekam aż ktoś rzuci hasłem, a co gorsza jest osobą, która ma w dupie cel zadania. Biorę wtedy odpowiedzialność za oddany projekt i dopracowuje go we własnym zakresie. Natomiast żyję z świadomością, że na świecie jest wiele ludzi, więc nie muszę skazywać się na przebywanie z osobami, które nie są dla mnie interesujące lub które nie szanują mojej pracy. Wtedy świadomie je ignoruje lub unikam kontaktu. Podobnie mam z osobami, które są dla mnie "za" spokojne, nielubiące konfliktów, a że nikt nie kłóci się specjalnie, mam tu na myśli osoby bojące się wchodzić z kimś w dyskusję, w moim rozumowaniu - są to osoby, które nie walczą o siebie, nie znają swojej wartości, przez co się wycofują. Ja wiele lat byłam wycofana i uważam, że znajomość swojej wartości to ważny aspekt nasz jako ludzi. Musimy wiedzieć kim jesteśmy. Wiedzę o sobie nabywamy cały czas, ponieważ w kwietniu skończę dwadzieścia pięć lat, od osiemnastego roku życia pracuję, a to właśnie ostatnie dwa miesiące sprawiają, że zauważam u siebie pewne cechy, które pozwalają mi określić się na nowo w dziedzinie zawodowej, a kto ogląda mnie na Twitchu ten wie, że od pewnego czasu miałam ogromną niechęć do pracy. 

Zobrazowanie Wam jakim jestem człowiekiem i jak to wygląda z mojej perspektywy jest ciężkie, ponieważ mam jakby dwa oblicza. Potrafię być bardzo otwarta, zagadując ludzi na śmierć, śmiejąc się i emanując pozytywną energią, która udziela się innym, ale potrafię być też bardzo czujna, zamknięta w sobie, a to skutkuje wycofaniem z towarzystwa i milczeniem. Inaczej zachowuje się w pracy, inaczej wśród kolegów na uczelni, a inaczej będąc na streamie lub z siostrą na mieście. Coraz częściej analizuję swoje zachowania oraz szukam przyczyny mojego zamknięcia na kontakty z rówieśnikami, właśnie tak natrafiłam na podcast Pauliny, która uświadomiła mi kim są osoby wysoko wrażliwe. 

"Wysoka wrażliwość to cecha temperamentu, zbadana i opisana przez amerykańską psycholożkę Elaine Aron. Osoby z tą cechą nazywane są osobami wysoko wrażliwymi. Osoby wysoko wrażliwe reagują na bodźce w sposób bardziej gwałtowny niż reszta społeczeństwa i często te bodźce też lepiej wychwytują. Są na nie po prostu bardziej wrażliwe, ponieważ mają niezwykle czuły i chłonny układ nerwowy. Dlatego na przykład, potrafią łatwiej wychwycić nietakt w czyimś zachowaniu lub nutkę złośliwości podczas rozmowy, a każda przejażdżka kolejką górską jest dla nich jeszcze bardziej ekstremalna.

Przez to też osoby z cechą wysokiej wrażliwości szybciej niż osoby mniej wrażliwe doświadczają przebodźcowania – na przykład w dużym tłumie ludzi albo gdy wiele osób mówi do nich jednocześnie. Unikają więc takich sytuacji, a gdy się już w nich znajdą, często po dość krótkim czasie mają potrzebę wycofania się do cichego i spokojnego kąta. Dlatego osoby wysoko wrażliwe często są mylone z introwertykami, ale tak naprawdę te pojęcia nie są z sobą tożsame, pomimo wielu cech wspólnych.wysokowrazliwa.pl

W ten sposób dowiedziałam się, że jestem osobą wysoko wrażliwą, a ta świadomość przekłada się u mnie na zupełni inne postrzeganie świata, a przede wszystkim na zrozumieniu, skąd mam takie, a nie innego podejście do ludzi lub nowych miejsc. Opowiem Wam o kilku ciekawych sytuacjach, które analizuje do dziś i może wtedy zrozumienie moje wycofanie i przyczynę, dlaczego nie chcę z wami iść na tą cholerną kawę, ani kompletnie nie widzę w was osoby, z którą mogłabym się spotkać...

Chodząc do szkoły podstawowej kłóciłam się z najpopularniejszą dziewczyn w klasie, jak nie w szkole... Jak to bywa wtedy dzieciaki z jej otoczenia zaczynają cię poniżać, a ty się wycofujesz... I tak właśnie było ze mną, że z roku na rok dzieciaki były coraz bardziej nie do zniesienia, a ja bardziej zamykałam się w domu grając w gierki online. Idąc do gimnazjum byłam już w depresji, ponieważ bałam się co może się wydarzyć w dużej szkole, więc od swoich pierwszych dni, byłam ubrana na czarno, ze słuchawkami w uszach i nie odzywająca się do nikogo. Mój styl emo uzupełniały również pocięte ręce. Czy ktoś szukał ze mną wtedy kontaktu, nie... Moimi jedynymi znajomymi byli ludzie z Internetu, z którymi dzieliły mnie setki kilometrów, a mieliśmy po naście lat i baliśmy się mówić dorosłym co nas boli do stopnia, że potrafiliśmy targnąć się na swoje życie. Każdy z nas przeżywa ból inaczej, ale decyzje wskazują o naszej dojrzałości. W moim przypadku kiedy zrobiłam prawdziwą głupotę dotarła do mnie świadomość konsekwencji moich czynów i zmieniłam się diametralnie. Porzuciłam znajomości internetowe na rzecz realnych, a w moim życiu zaczęły pojawiać się plany na przyszłość, bo wiedziałam, że jakaś mnie czeka. 

Najbardziej wpłynęła na mnie podróż do Wielkiej Brytanii, gdzie zabrała mnie moja chrzestna i to był dla mnie przełom. Zupełnie inni świat, zachowanie ludzi i ich codzienność. Kobietka z rozmiarem XXL chodząca w krótkich spodenkach i topie... Zawsze widywałam osoby otyłe w leginsach i szerokich tunikach do ud, które zakrywały fałdki tłuszczu, a tam postrzegałam to jako akceptację siebie, a przede wszystkim swoich niedoskonałości. Kolejną rzeczą z którą nigdy nie spotkałam się w Polsce to chodzenie po supermarkecie w piżamie i kapciach w różowego króliczka... Kompletnie nieprzejmowanie się co powie o nas tłum ludzi robiących w tym samym czasie zakupy, szczególnie że dwie alejki dalej ktoś w szlafroku wybiera płatki śniadaniowe. To nieprzejmowanie się otoczeniem i ich spojrzeniem skutkowało, że zrozumiałam wszystkie komentarze w kierunku Polaków Że jesteśmy narodem przez który przemawia zazdrość, że ciężko nam pogratulować komuś sukcesu, a potrafimy tylko dopieprzyć słowem krytyki. Wielka Brytania nie oferowała mi tylko ładnych widoków na ocean i wyrzeźbione klify, ale i otworzyła mi głowę, że nie ma co przejmować się innymi. Kiedy wróciłam do domu po dwóch miesiącach byłam nowym człowiekiem, mimo że głowa mi płonęła od rudych włosów i doszło mi parę kilo.

Po powrocie od razu zaczęłam chodzić na imprezy do klubu i okazało się, że kocham tańczyć i kręcić tyłkiem do muzyki. Najbardziej nie lubię momentu, kiedy ktoś zaprasza do tańca i łapie cię za ręce, obraca... Jestem mocno na nie, ponieważ jest to naruszenie mojej przestrzeni, więc zaczęłam odmawiać każdemu kto chciał ze mną tańczyć. I tu pojawia się kwesta moich relacji damsko męskich za czasów szkoły... Nie było ich. W gimnazjum jeden chłopak do mnie pisał co było mega miłe, jednak z czasem urwałam ten kontakt, a kiedy przynależałam do grupy i miałam dwie koleżanki z którymi chodziłam do klubu to nikt do mnie nie zagadywał. Ewentualnie zaprosił do tańca, ale mogę ich chyba policzyć na palcach jeden ręki, mając na uwadze, że każdy z nich był pod wpływem alkoholu. Mając ojca alkoholika mega nie lubię ludzi, którzy odurzają się alkoholem do pewnego stanu. Kolejne lata  minęły szybko, ponieważ od razu po osiemnastce zaczęłam pracować zapominając już czym jest zabawa. Szkoła, egzaminy i problemy ze zdaniem prawa jazdy. Dodatkowo bycie znowu wycofaną, ponieważ rówieśnicy chodzili wzajemnie na swoje osiemnastki, a ja dla oszczędzenia pieniędzy, które musiałabym im dać w kopercie odmawiałam. Ich widok, kiedy ja pracuję w sobotę za barem, a oni świetnie się razem bawią. Nie będę ukrywać zaczęła towarzyszyć mi samotność i zazdrość, ale kierowała mną również myśl, że kiedyś wyjadę i nie będę utrzymywać kontaktu z tymi ludźmi.

Kto czytał poprzedni post ten wie, że od razu po skończeniu szkoły wsiadłam w samolot i wróciłam do Wielkiej Brytanii w celu podjęcia pracy i zostania tam na kilka ładnych lat. Była to moja pierwsza praca pełnoetatowa, a do tego w obcym kraju gdzie nie znam języka i tu już budził się we mnie strach i znowu takie wycofanie, skupienie i obserwacja. Z nikim nie potrafiłam nawiązać kontaktu, bo przypominałam wystraszoną owieczkę, zresztą moja przygoda tam nie potrwała długo. Wróciłam do Polski, gdzie od razu podjęłam pracę, tym razem na polskiej produkcji i kolejne zderzenie z rzeczywistością. Byłam najmłodsza z zespołu, a moje koleżanki z pracy miały dwa razy tyle lat, ale z takim samym brakiem pewności siebie co ja.  Obserwacja relacji pracownik - kierownik - prezes. Poniżanie i przyspieszanie maszyn, dla zysku firmy, z obrzydliwym brakiem szacunku w stosunku dla pracownika lub braku kierowania się jakimkolwiek logicznym myśleniem. Zakładem produkcyjnym rządzi cel wyprodukowania jak najwięcej, bo wtedy firma zarobi więcej. Kiedy pytałam dlaczego ludzie na to pozwalają, mówili otwarcie, że pieniądze, że kredyty i strach, że nic nie znajdą. Przerażona, że dorosłym życiem kierują takie wartości chciałam uciec z małej mieściny i tak wybrałam Wrocław, w którym ponownie zderzyłam się z mocą pieniędzy i władzy. Znowu to poczucie, że świat dzieli się na lepszych i gorszych. Musisz uważać co mówisz i jak mówisz. Dla dziewczyny ze wsi, gdzie każdy każdego zna i posługuje się mową potoczną, ciężko rozmawia się z kobietą, która emanuje luksusem i jest ubrana cała w Gucci. Jako doradca klienta ważna jest aparycja, ponieważ twój schludny wygląd jest kojarzony z sklepem, firmą w której pracujesz, a ludzie lubią ładne rzeczy, wiec i też ładnych ludzi. Pojawiło się pilnowanie czy moje niesforne włosy znowu nie sterczą w każdą stronę, czy nie świeci mi się czoło. Wrocław stał się moim wyborem, ponieważ to właśnie to miasto wybrali moi rówieśnicy z którymi chodziłam do technikum. Sądziłam, że kiedy zdecyduję się na to samo miasto co oni będę miała z kimś wychodzić na pubów i klubów, natomiast nic bardziej mylnego. Byłam przebodźcowana pędzącym miastem, dodatkowo dwunastogodzinne zmiany i każda wolna chwila poświęcona na streamowanie. Byłam cholernie zmęczona. Przez cały mój pobyt we Wrocławiu wyszłam dwa razy. Raz z koleżanką na kebaba, a drugi raz ze swoim moderatorem z Twitcha, kiedy zapadła już decyzja, że miasto jest za drogie i zdecydowałam się, na przeprowadzkę. Tym razem postawiłam na Łódź, a to miasto okazało się dla mnie idealne... Duże, ale kompletne przeciwieństwo Wrocławia. Nikt nie goni, nikomu się nie spieszy, a ja od pierwszych dni czułam, że wszystko układa się na właściwych torach. Dostałam samodzielne stanowisko, a moją jedyną koleżanką z pracy była moja szefowa, która ceniła cisze i spokój w trakcie pracy. Moje życie w Łodzi toczyło się w czasie pandemii, więc kontakt z klientem był ograniczony, a ja miałam za cel realizować wysyłki bez odpisywania na meile czy odbierania telefonu. I tak jak obowiązki w firmie rozłożyła szefowa tak jej mąż uważał, że po trzech miesiącach znam pewnie cały asortyment i doradzam klientom. Mimo moich zapewnień, że tak nie jest kazał odbierać telefony i odpowiadać na pytania klientów. Wiecie kiedy zaczął pojawiać się ból brzucha i stres, że muszę iść do pracy? Kiedy był czwartek i wiedziałam, że będę siedzieć z człowiekiem, który jest narcystyczny i naruszający mój zwyczajny tryb pracy, a głupie odbieranie telefonów stresowało mnie gigantycznie. Lubiłam moja pracę, bo była to łatwa praca, obracająca się wśród zagadnień technicznych, dlatego dałam sobie za punkt honoru nauczenia się tego co mamy w asortymencie i doradzania klientom, aby żaden telefon mnie nie stresował. I faktycznie tak było. To nie strach przed rozmówcą, a strach przed brakiem wiedzy hamowała mnie przed podniesieniem słuchawki. Przyszedł jednak czas kiedy potrzebowałam rozwoju, a po dwóch latach w Łodzi chciałam podnieść swoje kwalifikacje, czego nie mogła mi dać dotychczasowa praca. I w ten sposób porzuciłam samodzielne stanowisku oraz brak kontaktu z ludźmi na pracę jako doradca klienta w sklepie komputerowym. I tu zaczął się upadek mojej psychiki. Klient z jakim przyszło mi pracować to w moich oczach, klient trudny. Każdy z nich z innym problemem, ponieważ moje stanowisko polegało na doradzaniu w zakresie sprzętu, spisywaniu rat, leasingów oraz przyjmowaniu zwrotów i reklamacji. Potrafiłam mieć klienta, który szuka najtańszej myszki komputerowej, gdzie po nim obsługiwałam człowieka kupującego najnowszego iPhone, a po nim kolejnego z reklamacją, bo laptop nie działa. Ten moment skupienia kiedy wypełniasz wniosek ratalny, aby nie narobić człowiekowi gówna z bankiem, do momentu zwrotów i wypełnieniu miliona okienek, przetrzymując klienta dla jednego podpisu, a reklamacja to dopiero super podtrzymanie zdrowych relacji z klientem, bo jak to jest możliwe, żeby sprzęt się psuł. Niedorzeczność... Wracałam do domu wkurwiona, ponieważ właśnie tu zaczęłam odczuwać ilość bodźców. Zachowanie klienta, jego złość i frustracja mnie przytłaczały i przejmowałam się tym, aż zaczęłam brać tabletki uspokajające. Koledzy z pracy mówili odpuść, nie przejmuj się, ale ja tak nie potrafię... Zawsze musze robić wszystko dokładnie, więc kiedy ktoś mi zwraca uwagę, że coś jest wykonane źle lub klient mnie popędza to popadam w panikę, czasem w irytację, bo do cholery robię wszystko zgodnie z wytycznymi, tak jak ma być... Na cholerę na mnie wyładowuje swoją złość, a nie na moim kierowniku. Pojawiają się we mnie wtedy momenty zwątpienia, czy warto jest się dalej męczyć. Te emocje budzą się z przebodźcowania, ale ja próbuję to wyeliminować. Często ludzie śmieją się ze mnie, że dużo śpię, ale kompletnie nie pomyślą, że jest to mój czas na reset głowy. Odpoczynek dla myśli i analizowania tego co mnie przytłacza, dla nich to przesada spać dwanaście godzin, a dla mnie to wyciszenie. Tylko, że to nie zawsze działa i kiedy mam dobry humor, a ktoś wtedy mnie wkurwi to działam pod wpływem impulsu i co robi Klaudia... Z dnia na dzień rzuca pracę... Bez zastanowienia za co opłaci rachunki, gdzie pójdzie pracować jeśli nie wysłała żadnego CV. Jedni to nazwą głupotą, a inni szczęściem i jestem tą drugą grupą. Dla mnie to jak zaczerpnięcie powietrza, kiedy wypływasz nad powierzchnię. To właśnie wtedy wróciłam do żywych, a jednocześnie moja energia, pyskowanie i śmianie się z moich własnych, głupich żartów.

Na bezrobociu doszłam do wniosku, że chyba czas znaleźć sobie prawdziwych znajomych w realu. Że super byłoby mieć z kim wyjść na piwo lub obejrzeć film. Gdzieś zaczęło mi przeszkadzać, że w wieku dwudziestu czterech lat nigdy nie miałam chłopaka, ani dla nikogo nie wydałam się atrakcyjna, aby podejść do mnie i zagadać, szczególnie że mówi się tyle o poznawaniu ludzi na siłowni, a do mnie na siłowni nikt nigdy się nie podszedł. Postanowiłam wtedy, że umówię się z dwoma pierwszymi facetami którzy do mnie napiszą na Tinderze. Pan numer jeden... Goła klata na awatarze, brak swojego zdjęcia, jednak od samego początku pisało mi się z nim zajebiście. Szczerze chyba nigdy tak dobrze mi się z kimś nie pisało. W jego przypadku nabrałam pewności, że zdjęcie klaty na profilowym nie musi od razu oznaczać narcyza, a człowieka pracującego ciężko oraz posiadającego szare komórki z przyjemnym dodatkiem, czyli przystojną twarzą, czego nie wiedziałam umawiając się z nim. Zanim poruszyliśmy temat ewentualnego spotkania opowiedziałam mu, że od czasu pandemii nie wychodziłam, a poprzednia praca uświadomiła mi, że nie czuje się pewnie wśród ludzi. Umówiłam się z nim prosząc, aby był wyrozumiały, bo z pewnością będę cicha. On podszedł do tego na luzie i opowiedział mi o pewny spotkaniu i skwitował je strudzeniem, że nie może być gorzej, a ja poznając jego historię, wiedziałam że ma rację... nie może być i w ten sposób podbudował moją pewność siebie. Tylko, że do cholery jasnej... Jak wita się dwoje dorosłych, ale obcych dla siebie ludzi. Uścisk dłoni, luźne cześć czy całus w policzek... On wybrał to ostatnie i już na dzień dobry wyparowała ze mnie cała pewność siebie. Naruszył moją przestrzeń prywatną, a na dodatek miałam przed sobą przystojniaka co chyba też wprowadziło mnie w pewien dyskomfort. Ja chciałam iść do maka do środka, aby przebywać wśród ludzi, a on zaproponował, żeby zjeść w aucie i już wtedy pojawiła się we mnie obojętność, więc się zgodziłam. Siedziałam tam jak na skazanie, a jego monolog ratował sytuację, ja potakiwałam, czasem o coś dopytałam i na tym koniec. Spotkanie trwało całe dwie godziny i kiedy powiedziałam, ze pora wracać, po prostu mnie odwiózł i koniec... Pisaliśmy od spotkania raz, w którym przeczytałam, że mam śliczny uśmiech, ale jednak liczył, że zrobię mu laskę i tyle... Rozbawiło mnie to, szczególnie że facet wydawał się mega w porządku, jednak przebywanie wśród facetów sprawiło, że sprośne żarty to dla mnie norma, a ja potrafię odgryźć się na takie komentarze. Myślicie sobie, a co z drugim chłopakiem, pewnie odwołała spotkanie. Otóż nie. Cały czas myślałam o przystojniaku z wcześniejszego spotkania, a tu nagle okazuje się, że na drugim spotkam człowieka kompletnie nie w moim typie... Misiu z głosem jakby bez mutacji, a po jednym piwie zaczął mówić jak Mariolka z kabaretu Paranienormalni... Zanim stawił się na spotkanie, aby wypić to piwo, spóźnił się pół godziny, ale było też widać, że się stresuję, nie wie co mówić, więc przejęłam kontrolę nad rozmową i całe spotkanie uratowało wspólny temat do rozmowy, gdyż oboje lubiliśmy nowe technologię. Wiedziałam o co mogłam pytać, aby on mógł odpowiadać, a rozmowa się toczyć.

Spotkania były jedno po drugim, co jest śmieszne, bo nie umawiasz się z ludźmi dwadzieścia lat, a nagle w ciągu tygodnia wychodzisz dwa razy. Dopowiem, że od czasów tych dwóch facetów nie wyszłam z nikim do dnia dzisiejszego. Przy pierwszym facecie czułam się nieswojo, ponieważ w moich oczach był atrakcyjny, ale przede wszystkim opowiadał mi o swoich planach, co robi i jak żyje. Przez lata obserwuję ludzi, jak zachowują się w kontakcie ze mną i mogę otwarcie powiedzieć, że wiem kiedy ktoś ściemnia, a kiedy mówi prawdę. W jego przypadku czułam, że nie wciska mi kitu, ale we mnie budziło się poczucie, że jestem gorsza, bo nie mam o czym opowiadać z taką pasją jak on, że kompletnie brak mi pomysłu na siebie, szczególnie, iż rzuciłam pracę marzeń miesiąc wcześniej. On sam też nic takiego mi nie powiedział, ani nie napisał po spotkaniu, więc skąd taka niska samoocena? Po co to porównywanie? Drugie spotkanie obracało się w zupełnie innej atmosferze, bo od samego początku to ja postrzegałam go jako człowieka przez planów na siebie. To ja przejęłam kontrolę nad rozmową, jednak od samego początku wiedziałam, że nic z tego nie będzie, a jeśli jeszcze kiedykolwiek usłyszę jak mówi jak Mariolka to oszaleję. Nie przerwałam spotkania, ponieważ wiedziałam, że nie odpisze mu już ani razu, ani już nigdy się nie spotkamy.

Kolejne pół roku było dziwne, ponieważ rzuciłam Łódź na rzecz powrotu w rodzinne strony, które porzuciłam po miesiącu na rzecz rozpoczęcia studiów w Opolu. Okazuje się, że kocham cywilizację, szum miasta, jego widok nocą. Nowa lokalizacja to również znalezienie nowej pracy i tutaj ciekawostka, ponieważ wróciłam do sprzedaży. "Proponowaniu" ludziom ubezpieczenia sprzętów elektronicznych i mówienie im, że tego potrzebują. Kocham to... Wciskać ludziom, że czegoś potrzebują oni zaczynają w to wierzyć i to biorą. Jak osoba, która wstydzi się rozmawiać z ludźmi namawia ludzi do kupna czegoś niewidocznego? Ano nie namawia, bo nie potrafi. Kiedy ktoś kupował u mnie ubezpieczenie to tylko wtedy, kiedy świetnie mi się z nim rozmawiało, ale poza tym sprzedaż jest dla mnie stresująca. Czuję się jakbym atakowała tego człowieka, w końcu muszę go zmanipulować, a to nie jest wartość którą cenie w życiu. Po czterech miesiącach znowu to zrobiłam - rzuciłam pracę z dnia na dzień. 

Podkreślam rolę pracy, ponieważ tu pojawia się ten aspekt wysokiej wrażliwości. Większość dostępnych ofert pracy bazuje na kontakcie z klientem. Duża ilość ludzi to dla mnie analizowanie każdego z nich, jego zachowania i potrzeb. Kiedy ktoś jest oschły ja odbieram to w dwojaki sposób. Nie wiem czy mu się narzucam, czy jest zły, a może gadam głupoty i nie chce mi tego wytknąć. Na początku każda praca to dla mnie dużo energii i pozytywnego nastawienia, które ginie po pierwszym miesiącu. Później z  tygodnia na tydzień jestem bardziej wypalona, natomiast wszystko się zmienia w momencie kiedy rzucam pracę. 

Kocham bycie bezrobotną. To dla mnie najlepszy czas rozwoju osobistego. Poznaje wtedy samą siebie z innej strony, ale i pojawia się świadomość braku bliskości. To na bezrobociu pojawia się we mnie potrzeba tworzenia - pisanie bloga, aktywność na Instagramie, a szczególnie powrót do streamowania. Bezrobocie sprawia, że mam ochotę o siebie zadbać, więc wracam aktywnie na siłownie, pilnuję tego co jem, a przede wszystkim mówię sobie, że tym razem wyjdę z kimś do pubu, bo czas znaleźć sobie znajomych, a może i nawet faceta.

Rachunki same się nie opłacą, a moja kariera streamerki to spontaniczne wsparcie dobrych duszyczek, ale nie sposób na utrzymanie się, więc podjęcie pełnoetatowej pracy to konieczność w moim przypadku. Szukanie pracy wzbudza we mnie wstręt, ponieważ podświadomie wiem, że wysyłam CV do firm, w których tak naprawdę nie chcę pracować, a jestem do tego zmuszona. Obecnie mam pracę i chyba nawet ją lubię, gdyby nie fakt, że nie ma osoby nadzorującej i dostaję świra, że mój zespół ma w dupie jak praca zostanie wykonana. Wcześniej pracowałam wśród technicznych zawodów - gazownictwo, informatyka, więc musiałam posiadać ogrom wiedzy, aby komuś nie wybuchła butla gazowa, dom zasilany gazem lub doradzić jak wykorzystać w pełni moc komputera. Dodatkowo zawsze pracowałam z facetami, których kocham słuchać, ponieważ facet opowiada wszystko z dystansem, rzuci żartem i można się pośmiać. Teraz pracuję w archiwum, mam łatwą pracę polegającą na przekładaniu dokumentów z teczek do teczek i wprowadzaniu je w system, tyle, że tym razem pracuję z kobietami i... My naprawdę rozmawiamy o tym jaką część mieszkania posprzątałyśmy, albo co zrobiłyśmy na obiad...? Słuchaniu o koleżankach, ich eks, ich obecnych faceta - w skrócie mówieniu o kimś... Baby są naprawdę dziwne w relacjach i kiedy zaczęło się przesłuchiwanie mnie, a co robisz w życiu, a masz chłopaka, a gdzie pracowałaś... Założyłam słuchawki i ignorowałam otoczenie. Nie lubię moich koleżanek z pracy, ale lubię moją pracę, bo pokazała mi wiele nowych cech, których nie byłam w pełni świadoma. 

Moja nowa praca jest nudna, a ja czuję się w niej rewelacyjnie.  Natomiast od kiedy nie ma osoby nadzorującej to ja dbam, aby wszystko było załatwione - dostawa, szukam odpowiedzi na pojawiające się pytania i wiszę na słuchawce z koordynatorką, której jej brakuje na miejscu. Świetnie się czuję w tej roli, ale drażni mnie fakt, że nie mogę skrytykować pracy moich koleżanek, bo nic mi do tego. Lecą w chuja, a nikt na to nie reaguje. I tak okazuje się, że jestem służbistką. W pracy się pracuje kochani... Natomiast mówię głośno co mi nie pasuje i wychodzi moja bezpośredniość - powiedziałam już mojej koleżance, że jej nie lubię. A innej, że nie rozumiem na cholerę robi coś źle, jeśli będzie musiała to poprawiać. Dla dziewczyn z którymi pracuję od początku to jest szok, że potrafię mówić, ponieważ byłam małą wystraszoną owieczką, a teraz dbam o wszystko i trzymam ręce na pulsie. 

"Nie wierzę, że taka jesteś"... 
Taka czyli jaka... Bezpośrednia, zabawna, podchodząca do wielu rozmów z dystansem, a może czujna wystraszona i obserwująca wszystko uważnie. Obie te osobowości to ja, a jeszcze niedawno powiedziałabym, że mam dwubiegunowość, jednak prawda jest taka, że dystansuje się od ludzi na własne życzenia i zasadach. Przeraża mnie jak ludzie w Internecie z łatwością uważają, że mnie znają, bo ja się przed nimi nie otwieram, nikt nie wie co siedzi w głowie i jak często płaczę do poduszki, aby przeczyścić oczy. Ludzie z którymi piszę i znają mnie ze streamów widzą we mnie wariatkę, która żartuje z wszystkiego co się da. Dystansuje się, ponieważ wiem, że kiedy się otworzę przed kimś to będzie bolało, a ja tak naprawdę jestem tą wystraszoną owieczką, którą męczy zastanawianie się co sobie o niej pomyślisz, a czemu robisz taką kwaśną minę, bo ja to wszystko widzę i analizuję. 

Mam dziesiątki znajomych w Internecie i zero znajomych w życiu realnym. Raz na tydzień czytam o tym, że komuś na mnie zależy, a dla mnie nie ma wśród tych dziesiątki osób kogoś przed kim chciałabym się otworzyć, bo cenie ludzi bezpośrednich. Stwierdzenie, że im zależy to dla mnie puste słowa, bo na czym mu może zależeć? Na ładnej buzi, bo przecież nie na mnie jeśli nie otworzyłam się nawet przed tym człowiekiem. Zboczone żarty, przyznanie się, że miałam ojca alkoholika, to dla mnie nic nie znaczące suche fakty. Pisanie "buzi w nosek" "kocham cię" "misiu" to droczenie się, które często kończy się tłumaczeniem, że nie człowieku, nie zależy mi na tobie. 

Wcześniej myślałam, że potrafię być otwarta tylko przy bliskich znajomych, w moim przypadku to rodzina, siostra lub mama przy których zachowuje się jak na streamie. Wieczna gaduła, rzucająca głupimi żartami i śmiejąca się głośno. Obecna praca pokazuje mi, że kiedy nie doświadczam bodźców, które mnie męczą potrafię również emanować tą samą energią, ale dystansuje się od koleżanek z pracy przez pryzmat tego jak odrzuca mnie ich poobgadywanie innych i debilne postrzeganie świata. 

Szukam kogoś z kim mogłabym wyjść na miasto, iść na siłownie lub obejrzeć nawet ten serial. Nie wyobrażam siebie w związku, bo nigdy w nim nie byłam, nigdy się nie całowałam, więc skąd mam wiedzieć czy tego szukam. Czy mam ochotę się do kogoś przytulić, do cholery oczywiście, ale czy musze od razu mieć do tego chłopaka? Poszukuję kogoś, kto wyczuje, kiedy jestem przebodźcowana i potrzebuję spokojnej rozmowy, ale i tez takiej, która krzyknie na mnie, że mam się ogarnąć, kiedy zaczynam wariować i analizować za bardzo. Takiej, która nie da sobie wejść na głowę, kiedy przesadzam z sarkazmem lub ogólnie powie mi otwarcie, że pierdole głupoty nie bojąc się, że się obrażę. Szukam przyjaciółki lub przyjaciela, przy którym będę mogła się otworzyć i mieć kogoś na kim będzie na mnie zależało, a mi na nim. Ale do cholery nie szukam chłopaka... 

Kiedy Ci na czymś zależy to o to walczysz, kiedy czegoś chcesz, a masz to na wyciągnięcie ręki to nie baw się jak debil, tylko sięgnij po to, kiedy czyjeś zachowanie Ci nie odpowiada, powiedz mu o tym, kiedy czyjś komentarz sprawił ci przykrość, mów o tym.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Introversiaa , Blogger