września 12, 2023

#2 | Skąd ja się wzięłam? Streamowanie.

Przyzwyczajenie to największe gówno... Nie jesteś w stanie zauważyć, kiedy przekraczasz granice między rutyną, a uzależnieniem. Sama nie wiem, co kierowało moją manią przesiadywania w sieci. W końcu dla mnie środowisko Margonem, czy Twitcha było miejscem, w którym czułam się bezpiecznie, a przede wszystkim, mogłam być sobą. Czas raczkowania social mediów oraz zerowa konkurencja na damskim rynku streamingowy, dość mocno działały na moją wyobraźnię, ponieważ widziałam tam siebie... 

Dla chcącego nic trudnego... W pełni się z tym zgadzam, bo za każdym sukcesem idzie człowiek, a nie to, co ma w kieszeniach. Ja swoją przygodę zaczęłam na zdziadziałym sprzęcie, który widział poprzednie stulecie, jednak kiełkująca wizja w mojej głowie mega mnie motywowała. Może i nie miałam możliwości pojawić się na Twitchu, jednak YouTube dało się łatwo skonfigurować pod live. Jak na ironie, brak konkurencji streamerskiej to również brak świadomości wszystkich wokół. Za wysyłanie linków do własnych transmisji, dostawałam blokady na czat, a czasem nawet na grę. Sam YouTube, nie posiadał jeszcze zakładki LIVE, więc zauważenie przez osoby na samej platformie graniczyło z cudem. Pierwsze transmisje to jednocześnie wychodzenie z dużej strefy komfortu dla mnie. Zawsze ukrywałam się w tłumie, póki druga osoba mnie nie dostrzeże, a jej uwaga sprawiała, że potrafiłam uaktywnić się w towarzystwie. Zaczynając streamować, wiedziałam, że rozpoznawanie mojej osoby to wyznacznik osiągnięcia sukcesu, a mimo to zamknęłam się w sobie. Przygoda z YouTube zakończyła się szybko.

Nie trzeba było długo czekać, bo za nic się tak dobrze nie baluje, jak za pieniądze z osiemnastki, a za te kupiłam komputer. Nie wytrzymałam i po miesiącu odpaliłam pierwszy stream na Twitchu. Cieszyłam się jak dziecko, bo w końcu byłam wśród swoich. Community, które kocham i rozumiem, jednak... Ta społeczność jest dość specyficzna i za cholerę nie spodziewałam się, że będąc jej częścią, ta odwróci się przeciwko mnie. Niektórzy kojarzyli mój nick z innych kanałów lub z komunikatorów, co wykorzystywali i zaczęli wyśmiewać moją osobę, a dodatkowo spotkałam się z pierwszymi wyzwiskami spowodowanymi tym, że jestem po prostu dziewczyną. W tamtym czasie nie reagowałam na te zaczepki. Po pierwsze, bałam się, a dwa... W końcu miałam sprzęt, na którym mogłam grać, a to pomagało mi się odciąć, bardziej bawiłam się, poznając po raz pierwszy świat gier, niż bycie pseudostreamerką. Zamknięta w swoim świecie musiałam zmierzyć się z dorosłą rzeczywistością, więc odpuściłam z myślą, że wrócę i zrobię to bardziej odpowiedzialnie, na złość hejterom.

Nie wiem, czy ktokolwiek, kiedykolwiek zauważył, że jestem niepoprawną perfekcjonistką. Zawsze musi być po mojemu, ponieważ nikt nie potrafi odwzorować tego, co siedzi mi w głowie. Cholernie mnie to irytuje, a mój brak zaufania do innych, chyba w tym nie pomaga... To stąd rodzi się moja niechęć do współdzielenia z innymi swoją przestrzenią, strefą komfortu oraz przyjmowanie jakiekolwiek pomocy. Z pierwszej części wiecie, że próbowałam swoich sił nie tylko w streamowaniu, ale i w blogowaniu. Już wtedy chciałam przemawiać do ludzi i być słuchana. Moim marzeniem było, aby ludzie w końcu mnie zauważyli. Przerwę od streamowania wykorzystałam na planowaniu przyszłości, jednak moje myśli cały czas krążyły wokół marzenia: stania się kimś. Cały czas przebywając w community Twitcha, ucząc się i poznając tajniki esportu, chciałam być jego bezpośrednią częścią. Nie śmiejcie się, ale jako osoba publiczna musiałam mieć zajebisty nick. Wierzyłam, że ktoś... Kiedyś... Będzie chciał mój autograf. I tak pojawiła się Absencia. Rozczarowując wielu... Nick nie pochodzi od abstynencji, a od absencji. Absencja to inaczej nieobecność, a głosy w mojej głowie mówiły: "hola, hola, przecież ty jesteś taka nieobecna społecznie, nie wiesz co to życie i relacje z ludźmi". I tak zostało. Wracając, byłam spokojniejsza. Zadbałam o jakość, grafikę i byłam gotowa na wszystko. Szok pojawił się od razu, bo w końcu miałam widownie! Posiadanie aktywnego czatu sprawiało, że zaczęłam się odzywać i oto stałam się gadułą, którą wcześniej można było spotkać tylko na ts3. Gierki, które jeszcze nie tak dawno pochłaniały w pełni moją uwagę, nagle przestały się liczyć. Byłam zafascynowana jak różni ludzie, odwiedzają mój kanał oraz jak łatwo się z nimi rozmawia. Powrót okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ poznawałam świat Internetu od innej perspektywy, twórcy, który w końcu ma odbiorców. To było coś nowego, wcześniejsze blogi, kanały na YouTube nie potrafiły mi tego dać. Czy to była atencja, wątpię... Chciałam odnosić sukces, jednak przebywanie w centrum uwagi zawsze mnie krępuje, a oglądalność powyżej dziesięciu widzów przestawiała w mojej głowie jakiś bezpiecznik, który mnie blokował. 

Po powrocie wszystko działo się samoistnie. Kanał w końcu miał stałą widownię, a moje zaangażowanie i systematyczność doprowadziła do pojawienia się pierwszych moderatorów na czacie, a przy dużym łuku szczęścia profesjonalnej grafiki. Nawet gdy postanowiłam wyjechać za granicę, miałam tak oddane grono odbiorców, którzy zapewniali, że będą czekać. Łapie mnie cholerny wzrusz, kiedy widzę na swoich streamach jednych z pierwszych widzów, którzy byli przy mnie na samym początku. Moja widownia była skromna, a dla mojej introwertycznej duszy było idealnie. Nie chwaliłam się wśród rówieśników, że działam w Internecie dla skromnego grona. Bałam się opinii znajomych w realu, jednak to było nieuniknione, ponieważ w klasie odnaleźli mój kanał. Poczułam wtedy... wstyd. Kończąc szkołę i rocznym przebywaniu w community Twitch'a mogę określić się mianem giga śmieszka. Od tamtej pory moim celem stało się zabawianie ludzi mój głupkowatymi komentarzami oraz szokując ich, moją otwartością. Są momenty, kiedy moje szczere komentarze zostają odbierane jako chamskie, a to kończy się źle. Tak samo źle skończył się mój ostatni stream przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii, gdzie na pożegnalnym streamie nie było nikogo ze stałej widowni. Było mi cholernie przykro, ale niepotrzebnie... Okazało się, że dając kosza jednemu z moderatorów i komentując jego zainteresowanie moją osobą jako śmieszne, pobanował wszystkich followersów, których nie miałam jakoś dużo, ale i tak podziwiam za zaangażowanie. Najśmieszniejsze, że odkrycie tego zajęło mi chyba z miesiąc! 


Brak prywatności i dopracowania wyjazdu sprawiło, że szybko porzuciłam Wielką Brytanie. Gdy wróciłam, znalazłam pracę, którą starałam się pogodzić ze streamowaniem. Już wtedy zaczęłam zauważać, że zależy mi na tym i czułam się jak w innym świecie. Różne godziny streamów spowodowanych pracą, nie przyczyniły się na rozwój kanału, jednak świetnie wpłynęła na to moja przeprowadzka do Wrocławia. Pierwszy raz podejmowałam samodzielne decyzje. Mogłam robić, co chciałam, streamować, ile chciałam i poznawać siebie. Byłam podekscytowana, ponieważ Wrocław był również miastem, do którego duża część mojej klasy z technikum przeprowadziła się na studia. Nie trzeba być geniuszem, że popłynęłam w tej wolności... Na rzecz streamowania. 

Życie w dużym mieście rozpoczęłam od spokojnej pracy, pracując po dwanaście godzin i znając grafik na cały miesiąc. Taki system umożliwiał mi zaplanowanie live z wyprzedzeniem. Pobyt we Wrocławiu to jednocześnie moje najwyższe osiągnięcia streamerskie. Pierwszy raz zaczęłam promować streamy, a dodatkowo założyliśmy Discord, gdzie było mnóstwo rozmów i pogawędek. Miałam super moderatora, który motywował mnie, mówił, co robię źle oraz co powinnam poprawić. Jego nieoceniona pomoc sprawiła, że mój kanał pierwszy raz widział po dwadzieścia, trzydzieści widzów. Rosnąca popularność robienia zadymki na Twitchu sprawiła, że zaczęłam bawić się streamowaniem. Na transmisjach próbowałam swojego pierwszego wina, którego nie umiałam otworzyć przez cholerny korek. Były fikołki i świece, nie zapominając o tańcach. Robienie z siebie głupka przyciągało ludzi, a ja zaczęłam zauważać, że w sieci jestem mega otwarta. Gaduła, która świetnie odnajduje się w znanym jej środowisku, panikowała w bezpośrednim kontaktem z drugim człowiekiem. Od tamtego czasu śmieje się, że mam dwie osobowości.

Im większa widownia tym pierwsze donejty oraz i subskrypcje, które pokazały mi, że bawiąc się w streamera, można również zarobić. Cieszyłam się z tego, ponieważ czułam się doceniona, a czas, który poświęcałam, nie był zmarnowany. Skąd taka myśl... Mieszkając we Wrocławiu pół roku i mając tam swoich rówieśników, nie wyszłam na miasto ani razu. Każdą wolną chwilę poświęcałam na odsypianie dwunastogodzinnych zmian lub budowania własnego community. Teraz się z tego śmieje, ale wtedy byłam zaślepiona możliwością wybicia się, a dodatkowo szukałam grupy streamerów, z którymi mogłabym wspierać się nawzajem. Praca, codzienność zaczęły na mnie negatywnie wpływać i ciężko było odpalić stream poświęcony wygłupianiu się, kiedy trudno jest wydobyć, uśmiechnąć na twarzy. Moje spokojniejsze transmisje nie zostały odebrane dobrze, a widownia spadła z trzydziestu na pięciu użytkowników, a to tylko dlatego, że miałam gorszy humor. Poczułam, jakby ktoś dał mi kopniaka w brzuch. Było mi przykro, że ludzie nie siedzą, aby ze mną porozmawiać, szczególnie że poświęcasz im dużą część swojego życia. Pierwszy raz zastanowiłam się, na cholerę ja to robię. Najsmutniejszy jednak był urodzinowy live, na którym się popłakałam, ponieważ zaplanowałam na nim atrakcje, miałam alkohol i chciałam się na nim super bawić. Były to pierwsze urodziny z dala od domu, więc rosnące problemy finansowe, kłótnia ze współlokatorką i pierwsza konfrontacja ze złymi decyzjami sprawił, że samotne urodziny przelały czar goryczy.


Streamów było mniej, aż przestałam odpalać się całkiem. Byłam zła. Poświeciłam dużo czasu na kanał, ośmieszałam się, robiłam czego oczekiwała widownia, a koniec końców zostałam sama. Samotność boli... Krótko po tym zaliczyłam przeprowadzkę z Wrocławia do Łodzi oraz dość mocno przewartościowałam swoje życiowe priorytety. Byłam świadoma, że moja złość, a w efekcie usunięcie Discorda, działo się bez udziału widzów, a tylko i wyłącznie przez moją odklejkę. Nikomu nie zwierzałam się ze swoich prywatnych problemów oraz faktu, że źle zniosłam spadek widowni i samotne urodziny. W czasie mojej przeprowadzki pojawiały się pytania, gdzie jestem, kiedy streamy i co się stało. To pokazało mi, że jestem impulsowa i obrywa się ludziom, którzy nic nie zawinili, a że dobrze czułam się na Twitchu, wróciłam.

Zaskakując wielu, Łódź okazała się miastem dla mnie. Od razu trafiłam na super mieszkanie i pracę, dzięki czemu wróciłam ponownie do streamowania, tylko na nowych zasadach. Okazało się, że i tym razem decyzja o powrocie była czymś dobrym, ponieważ zostałam super przyjęta. Mój kanał przez pół roku emanował systematycznością i dużą ilością śmiechu w świetnym towarzystwie, jednak znowu się w tym zatraciłam i oddałam dusze. Odpalenie streama było dla mnie obowiązkiem. Tak to czułam. Ludzie płacili mi donate, a dodatkowo kupowali suby. Jak mogłam ich zostawić? Zaczynając swoją przygodę ze streamowaniem, czułam się ożywiona, pełna energii, którą czerpałam z rozwoju, jaki widziałam na swoim kanale. Miesiąc po miesiącu, a we mnie ten zapał ginął. Rutyna zrobiła swoje, przestałam promować kanał, a brak aktywności sprawiał, że zmniejszałam ilość streamów, aż kanał umierał samoistnie. Są to czasy pandemii, która spowodowała olbrzymi skok rozwojowy dla Twitcha oraz rozpoznawalności transmisji live. Niestety nie przyczyniło się do rozpoznawalności mojego kanału. Utknęłam gdzieś na dnie listy, jednak będąc w tym ciągu streamerskim, nie dostrzegłam tego.  

W czerwcu 2020 odpuściłam. Postanowiłam oddać się nowym znajomością i poszukać nowych pasji. Trafiłam na super ludzi na jednym z kanałów i zaczęłam z nimi przesiadywać voice. Ich częste nawiązania do siłowni, zdrowego odżywiania sprawiły, że gdy tylko była możliwość pójścia na siłownie, zrobiłam to. I tak oto zyskałam nową pasję, walkę z kompleksami i budowanie we mnie pewności siebie. Jednocześnie będąc wśród osób niezwiązanych z moim community, zauważyła, czym charakteryzują się zdrowe relacje i zrozumiałam, że dałam sobie wejść na głowę mojej społeczności. Były to dla mnie przełomowe wakacje, dzięki którym dużo nauczyłam się o sobie i sprecyzowałam cele. Odświeżając spojrzenie, zrozumiałam, że zatraciłam się w rutynie i chciałam zmian, jednak pandemia to nie jest dobry czas na rozwój. Przyszła jesień, wróciły obostrzenia, a samotnych wieczorów było coraz więcej, więc zastąpiłam je transmisjami live.


Musimy w całym moim streamowaniu przeanalizować udział moich bliskich, znajomych oraz widzów. W prawdziwym życiu nie dopuszczam nikogo, ponieważ drugi człowiek mnie męczy. Posiadanie znajomych, przyjaciół to oddanie się tej drugiej osobie, poświęcenie jej uwagi i czasu, a ja tego nie umiem. Nie potrafię poświęcić się dla drugiego człowieka. Do jakich wniosków możemy dojść... Nie mam znajomych. Co za tym idzie... Nie wychodzę na miasto, ani nie mam komu się wygadać, więc kiedy muszę się nad czymś zastanowić, nie posiadam drugiej perspektywy. Mój mózg nie radzi sobie za dobrze z myśleniem i ostro się wtedy przegrzewa, dlatego lubię jasne komunikaty, a świat widzę czarno-białe. Dla mnie każdy na trafiony problem jest dużej skali, a każde niepowodzenie odbieram jak osiągnięcie dna. Często moje złe samopoczucie jeszcze bardziej mnie nakręca, a wtedy działam pod wpływem impulsu i dzieje się Armagedon. Tylko że ja cholernie to lubię, doceniam tę samotność i jedynie, gdzie szukam kontaktu to właśnie mój kanał na Twitchu...

Bycie twórcą to jedno, bycie dziewczyną to drugie. Jestem ciekawa, jak często odbiorcy męskiego grona piszą w wiadomościach prywatnych, że ktoś jest przystojny lub że ma świetną klatę. Ja mam tego pełno, więc jak sobie tym radzę? Przestaję dodawać posty lub relację, jednocześnie przestając promować kanał, a to przekłada się na wyniki, a one znowu na słabszą jakoś i braku tego pozytywnego vibe...
Chciałam być popularna, chciałam być częścią świata gier i być zapraszana na eventy im poświęconych, jednak okazuje się, że ta uwaga mnie przytłacza, bo jestem o dziwo dziewczyną, której to nie nakręca. Dla mnie bodźce związane z nowym otoczeniem, nowymi znajomościami sprawiają, że się zamykam. 

Pandemia, jesień i powrót do streamowania, bo co innego mogłam robić. Depresyjna aura, więc grywałam w gry dobrze mi znane oraz takie, które mega mnie odprężały. Kompletnie nie przeszkadzało mi, że mam mało widzów, ponieważ był to mój czas na zabicie nudy, a nie próby rozwoju kanału. Powroty są takie, że wszyscy się cieszą, a ja pochłaniam tę pozytywną energię z czatu. Będę twórcą trzeba zdać sobie sprawę, że taka osoba intryguje. Wracając z naładowanymi bateriami, mam w sobie dużo pozytywnej energii, którą zarażam, jednak nie wystarcza mi jej na dłuższą metę. Dlaczego? 

Od czasu skończenia szkoły stałam się samodzielna i mam obowiązki z tym związane. Muszę pracować, sprzątać, robić zakupy i pranie. Niby banalne, bo w końcu nigdzie, z nikim nie wychodzę. Kocham jednak czytać książki, chodzić na siłownie i streamować. Streamowanie to super doświadczenie, kiedy mam w sobie tą pozytywny vibe i mogę nim zarażać innych, ale... Cholernie dużo wiadomości dostaję prywatnie, a że ich nadawców poznałam na Twitch, to tak jakbym znała tych ludzi, więc odpisuje. Czasem są to dwie osoby, czasem pięć, a kiedy udzielam się na Instagramie, jest ich dziesięć. Musimy wziąć pod uwagę, że kiedy streamuje, mam aktywny Discord, można przyjść porozmawiać na transmisji, gdzie odpowiem, zaśmieje się, ale nie... Oni wolą napisać w moim czasie wolnym, kiedy nadrabiam sprzątanie, chcę zresetować się przy książce lub na siłowni, a ja nie mam sumienia nie odpisać, bo czuje się jakbym, pluła im w twarz. 

Podsumowując... Śmiejemy się, że wracam kiedy jestem bezrobotna, ale taka jest prawda... To wtedy mam wystarczająco czasu, aby zrobić zakupy, pranie, iść na siłownię lub poczytać książkę. Nie muszę wtedy być cały czas na najwyższych obrotach. Mam balans i czas na ładowanie baterii. Powroty są zawsze mile widziane, i kocham wracać, bo wtedy przypominam sobie, za co kocham streamowanie. Niestety nie potrafię utrzymać Was przy sobie i nie wiem dlaczego... Udzielam się na Discodzie, odpisuje na wiadomości prywatne, jednak to sprawia, że zaciera się ta relacja STREAMERKA-WIDZ... Staje się atrakcyjną dziewczyną, przedmiotem, a nie twórcą, która naprawdę chciałaby robić dla was eventy, bawić się streamowaniem i żyć wśród mocnych, silnych ludzi, którzy motywują się nawzajem i mogą osiągnąć wiele. To taka wizja towarzyszyła mi, zaczynając swoją przygodę z live... Chciałam móc zmieniać czyjeś życie, pomagać innym, bo popularność ma olbrzymią siłę sprawczą. 

Mija mi siedem lat streamowania i cały czas do tego wracam, bo są momenty, że to kocham to, ale i takie kiedy tego nienawidzę. Są też takie, kiedy najbliższe ci osoby wchodzą ci na głowę lub wyśmiewają twoje działanie. Tak było dwa lata temu, kiedy moderatorzy nieświadomie niszczyli mi psychę. Nic nie rani bardziej niż dostawanie szpilek od bliskich i często to budzi we mnie wstyd. Wstyd mi za streamowanie, bo nie mogę się pochwalić, nawet nie mam czym, bo sama niszczę to co zbudujemy... A psycha mi siada z miesiąca na miesiąc.  

Do końca roku 2023, będę streamować systematycznie, bo to moje ostatnie podejście. Nie wiem, do czego już dążę, bo odpalenie streama to element w moim życiu, bez którego czuje się dziwnie. Stawiam wszystko na jedną kartę i ostatecznie. Po nowym roku zobaczymy, co udało się stworzyć i z jakim nastawieniem będę po pół roku streamowania z nowym podejściem. Robię na live, na co mam ochotę, ale nadałam granice w relacjach. Idzie nam świetnie i dziękuję za to, a nawet za pełne wsparcie w moim pisaniu. Kocham to uczucie tworzenia dla kogoś. Oby było nas jak najwięcej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Introversiaa , Blogger