listopada 25, 2023

CO POTĘGUJE NASZE SZCZĘŚCIE

Przyszło nam żyć w czasach, w których z roku na rok media społecznościowe przejmują nasze życie i relację międzyludzkie, a technologia i kolorowe ekrany potęgują nasze lenistwo i ubytek szarych komórek. Nie uznałabym tego za nic złego, gdyby nie fakt, że nie potrafimy sobie z tym poradzić i nasze zdrowie psychiczne wisi na włosku. Zauważyliście, jak pseudo wrażliwi się staliśmy i z jakim kijem w dupie przyszło nam żyć? Nie możemy już mówić głośno o naszych opiniach i odczuciach, ponieważ od razu ktoś narzucam nam swoje zdanie. Budujemy we własnych głowach tak zakłamany i surowy obraz świata, że zaczynamy popadać w paranoje, a wszystko odbieramy jako atak i przestajemy kochać samych siebie.

Ja uciekając przed rówieśnikami, nauczyłam się obserwować zachowania ludzi. Analizuje ich reakcje oraz sposób bycia. Jest to mój mechanizm obronny, ponieważ przy moim niewyparzonym języku i specyficznym podejściu do świata, nic nie irytuje mnie bardziej, jak kwaśne miny na mój żart. No nie czarujmy się, mam w sobie coś z wariatki i kocham się śmiać, jednak nie rozumiem, czemu ludzie tak poważnie biorą każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Staliśmy się tak marudni, że nie potrafimy się już śmiać i pojawia się pytanie, czy jesteśmy w ogóle szczęśliwi? 

Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne.

To definicja z Wikipedii, która mówi jasno, że sami decydujemy czy w naszym życiu przeważa szczęście, czy smutek. I tu rodzi się pytanie... Jeśli jesteśmy kowalami własnego szczęścia, dlaczego tak często dajemy negatywnym emocją przejąć władzę nad nami. Pisząc ten post, uświadomiłam sobie, że moje zdystansowane podejście do świata sprawiło, że mogę szczerze powiedzieć, że w moim życiu jest dużo szczęścia i chciałabym opowiedzieć Wam, jak niewiele trzeba, aby je docenić tak naprawdę, bo ono jest wokół nas cały czas. 

Zacznę od dość banalnego tematu, jak robienie czegoś na siłę. Żyjemy w czasach, w których nikt nie może nas do niczego zmusić, jednak dobrze wiemy, że w praktyce wygląda to inaczej, a pieniądze nie spadają z nieba. Jest to dobro, które daje olbrzymie poczucie niezależności i bezpieczeństwa, jednak musimy na nie pracować. Dość prosty schemat, jednak przerażający jest fakt, że wielu z nas nawet nie lubi swojej pracy, bo kieruje się obowiązkiem. Zapominamy, że to w pracy spędzamy połowę swojego życia, a umowa o pracę, nie oznacza, że mamy w tej firmie umrzeć. Mam wrażenie, że duże zaniedbanie jest po stronach rodziców, ponieważ umyka im świadomość, iż lepiej byłoby zapisać dzieciaka na dodatkowe zajęcia, które by samo wybrało niż na korepetycje. W świecie dorosłych boimy się próbować nowych rzeczy i okazuje, że nie mamy hobby, a nie trzeba być filozofem, że to praca połączona z naszymi zainteresowaniami doprowadzi do rozwoju, a nie wypalenia zawodowego. Nie bójmy się też zarabiać mniej, ponieważ zrezygnowanie na pół roku czy rok na pewnych wygód, może nam otworzyć drzwi do zupełnie innego miejsca, gdzie nasze umiejętności będą ważne i my jako człowiek, też będziemy ważni dla firmy. Dlatego nie róbmy niczego na siłę, bo to niszczy nam radość z pracy i rozwoju. Na swoim przykładzie wiem, że nie lubię pracować z ludźmi, ale bez doświadczenia i języka, jedyne oferty zatrudnienia to praca z ludźmi. Za każdym razem są to trzy miesiące, bo tyle czasu wystarczy, abym zaczęła płakać przed snem i wymiotować przed wyjściem do pracy. Niesamowite jest to, że kiedy mam dobry humor, a ktoś go spieprzy odruchowo rzucam wypowiedzenie, a wtedy każdego dnia mam dobry humor i kompletnie nie przejmuje się uwagami, a myślę, że powinnam mieć takie podejście zawsze. 

To demony w naszych głowach wmawiają nam, że jesteśmy mało wystarczalni, ale kiedy zapalimy światło, one znikają. Tymi promykami nadziei jest nasza samoocena oraz pewność siebie. Ja na wypowiedzeniu byłam zupełnie inną osobą, ponieważ byłam przekonana, iż muszę być silna i pewna, że dam sobie radę bez tej pracy. To wszystko zaczyna i kończy się w NASZEJ głowie. Kwestia samooceny... Nie ma ludzi brzydkich, tylko tacy, które nie dbają o to jak wyglądają. Przykładowo faceci, którzy posiadają brodę, jeśli o nią dba, są o wiele atrakcyjniejsi, niż ci zarośnięci w każdym kierunku. Jest to dla mnie oczywiste. Kobieta czuje się pewniej, kiedy kupując bluzkę ma poczucie, że świetnie w niej wygląda. Każdy ma inny bodziec, który sprawia, że codzienne czynności przekształcają się w nasz uśmiech, a przede wszystkim zadowoleniem. Ja kiedyś ceniłam luźne koszulki z postaciami z gier, a teraz nic nie sprawia mi większej frajdy niż obcisła bluzka w żywych kolorach. To właśnie one malują ponury jesienny klimat, a ja czuję satysfakcję i idę pewniejszym krokiem wśród ludzi ubranych jak zjawy, cali na czarno. Ubiór jest czymś banalnym, co możemy zmienić z dnia na dzień, dlatego patrząc lustro, czujmy się seksowni oraz miejmy przekonanie w głowie, że ubieramy się dla siebie. Ja kocham cycki, więc lubię nosić dekolt, ale cenie również obcisłe bluzeczki, w których na pierwszy rzut okna wylewają mi się boczki i krzywię się na ten widok, jednak zakładając do nich spodnie z wysokim stanem, moje boczki giną, nie ma ich. To właśnie przez inwestycje w wysoki stan mam pięknie podkreśloną talię i czuję się po prostu atrakcyjna. 

Ale... Nie mówię tu o tej pewności siebie, która jest naszym odklejeniem mózgowym. Zdaję sobie też sprawę, że sami nie wiemy kiedy przychodzi nasz czas, jednak czy nie powinniśmy mieć jakiś moralnych barier. Mam tu na myśli wszystkie mądrości, które prawimy w Internecie. Cholernie nie rozumiem zachowania narzucania komuś swojego zdania I OKEJ, ja często mówię, że coś jest brzydkie i mi się nie podoba, ale o to chodzi... MI się nie podoba, i świetnie zdaję sobie sprawę, że jest to wybrane PRZEZ KOGOŚ DLA SIEBIE. I kompletnie nie mam z tym problemu, do momentu, aż czekam na uzasadnienie, a ono się nie pojawia, ponieważ... unikamy dyskusji. Co innego dzieje się w Internecie, tutaj jak ktoś postawi spację przed znakiem zapytania i pojawia się kontrowersja. To właśnie w sieci prowokujemy wręcz kłótnie, zapominając o granicach drugiego człowieka. Nagminnie je przekraczamy, a obrzydzają mnie osoby komentujące wpisy w związku z popełnieniem przestępstwa. Dlaczego? Bo między twórcami komentarzy, a sprawcami, jabłko pada bliżej niż sądzimy. Ilość jadu, groźby i zapewnienia, że  jeśli spotkają kogoś na mieście, może liczyć na kose pod żebro. Czy tak dorosłe osoby powinny reagować na bycie świadkiem popełnienia przestępstwem? Stając się oprawcami? Oczywiście, że przerażające jest to, co dzieje się teraz w sieci, jednak zastanówmy się, czy konflikty to nowe zjawisko. One były zawsze, a teraz są one bardziej rozpowszechnione, ale one były. Jeśli nie potrafimy radzić sobie z negatywnymi emocjami to pracujmy nad tym lub dajmy możliwość nagłośnienia sprawy osobie, która będzie potrafić zrobić to w odpowiedni sposób, bez gróźb. Ja nie czytam komentarzy, ani nie komentuje wpisów, które czytam. Te które mi się podobają, zawsze nagrodzę serduszkiem, a jeśli z czymś kompletnie się nie zgadzam ignoruje to. Ktoś powie, że to złe, bo mogę przejść obojętnie obok ważnego tematu, ale ja wolę swoją energię spożytkować na zagłębianiu zagadnień, z którymi się jednak zgadzam. To zdrowsze rozwiązanie niż komentowanie i głoszenia swoich racji, zamiast rozmowy z osobami, z którymi się zgadzamy. Warto czytać tez opinie innych, ponieważ to również rozszerza nasze spojrzenie na daną tematykę, że ktoś jest na tym świecie, kto myśli tak, a nie inaczej, może mniej logiczniej, może jest debilem, ale on też swoją podejście czymś popiera. 

Budowanie szczęścia przez pryzmat pewności siebie, działania w dziedzinach i w tym co daje nam fan, jednak jest również bardzo ważna kwestia, której mi brakuje, a jednak daje ogrom szczęścia. Przyjaciel. Można mieć go jednego lub wielu, ale nazywając kogoś przyjacielem musimy zdać sobie sprawę, że jest to ktoś olbrzymie ważny w naszym życiu. Nie łatwo jest go znaleźć, ale próbujmy, bo ja cholernie żałuje, że nie mam kogoś takiego. W tym dynamicznym świecie, czasem musimy usłyszeć słowo krytyki lub motywacji. Ktoś go zna nasze słabości i wie z jakimi lękami przyszło nam żyć. Pamiętajmy, że to działa w dwie strony, że nie mamy tylko obrzucać kogoś swoim życiowym gównem. Musimy być gotowi na porażki swojego przyjaciela. Moim marzeniem jest posiadanie przyjaciółki, z którą mogłabym się wygłupiać i przyjść z butelką wina w środku dnia opijając sukces lub dwiema w środku nocy, aby zapić smutki. Jeśli macie kogoś bliskiego pielęgnujcie tą relację. 

Nie mam przyjaciółki, ale mam cudowną mamę i siostry. Pyskate babska, które kocham ponad wszystko i świetnie zastępują mi przyjaciół. Z moją matulą mogę porozmawiać o wszystkim, póki... nie uaktywnia się u niej kontrola rodzicielska. Są to momenty, w których próbuje wpłynąć na moje decyzje, a ja źle się z tym czuje. Kiedy wyłączy matkowanie jest to naprawdę nowoczesna, śmieszna osóbka i razem z moimi siostrami tworzymy pojebaną rodzinkę. Mamy swoje zwyczaje i uważam, że tworzymy świetne wspomnienia. Musimy dbać o relację rodzinne, bo to buduje nasze podstawy. Myślę, że na ich podstawie będziemy budować własne rodziny. 

Szczęście nie powinno być zależne od drugiego człowieka, ale piękne jest to kiedy próbujemy zarazić szczęściem innych. Musimy zdać sobie sprawę, że brak uśmiechu na naszych twarzach nie wróży nic dobrego i powinniśmy zastanowić się, co jest nie ta. 

W swoim dzieciństwie miałam ogrom smutnych dni, nawet nie dawałam sobie nadziei na szczęście. Na przestrzeni lat zauważam, że wiele cech mam z dziecka. Kocham głośno się śmiać i łatwo się zawstydzam, mówię co myślę, nie zastanawiając się, że ktoś analizuje moją wypowiedź. Głośne mówienie i zaczepianie rodzeństwa, to moje ulubione czynności, ale wielu i tak powie, że jestem niedojrzała. Ciągła zmiana miejsca zamieszkania i zmiana pracy, a po pięciu latach na własnym nie osiągnęłam nic. Nikt nie widzi tego co ja. Poznałam przede wszystkim siebie, swoje mocne i słabe strony. Dowiedziałam się co kocham robić, a czego nienawidzę. Nie wiem czego chcę od życia, bo brakuje w nim jeszcze wielu rozwidnień, które nakierują mnie jaką drogę zmierzam. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że żadnej przeprowadzki nie żałuje oraz pracy. Głupie jest rzucanie pracy pod wpływem chwili, jednak nigdy nie wyszło mi to na złe. Radość dawało mi to, że wychowując się w domu z długami, umiałam utrzymać się sama bez niczyjej pomocy. Ostatnie lata na swoim uczyły mnie pokonywać swoje demony i definiuje we mnie szczęście. 

Chciałabym, aby każdy z was usiadł i zastanowił się czy praca daje ci szczęście, czy jest coś co na co dzień się drażni, źle się z tym czujesz. Sami decydujemy o ilość szczęśliwi, więc potęgujmy je małymi rzeczami, ale szukajmy tego szczęścia o większej skali. Uśmiechajmy się i bądźmy szczęśliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Introversiaa , Blogger